Rocznica wybuchu powstania.
Smutne rozważania.
Część I
Zbliża się kolejna już, 78 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, heroicznej walki o uwolnienie się z niemieckiego jarzma, chęci wypchnięcia znienawidzonego okupanta z ukochanego miasta, w którym rządził okrutną ręką.
Była to walka nierówna zarówno na poziomie taktycznym jak i pod względem ilości i jakości uzbrojenia. Jednego, wszakże nie wolno odmówić powstańcom. Ogromnego zaangażowania, poświęcenia i woli zwycięstwa przy skromnym zasobie uzbrojenia i amunicji. Okres konspiracji to także czas prowadzenia rozpoznania celów o jakie przyjdzie im się bić.
Niemcy, choć nie zaskoczeni eksplozją polskiego gniewu, to mieli jednak problem z odparciem niektórych ataków pomimo przewagi jaką dysponowali. Ta chęć wolności spowodowała, że postanie, które miało trwać kilka dni, trwało ponad sześćdziesiąt. Oczywiście bez pomocy mieszkańców stolicy i to nie byłoby możliwe. Zapłacili oni zresztą ogromną cenę, mordowani przez hordy barbarzyńców we wszystkich dzielnicach. Ponurą sławą okryły się szczególnie dwie dzielnice, Ochota i Wola.
Niemiecki okupant zgotował okrutny los wszystkim, nad którymi roztaczał swoją władzę. Wszystkim towarzyszył ciągły strach, powstanie miało być ucieczką od niego co zresztą częściowo się udało. Radość szybko ustępowała kolejnym zgryzotom, dzięki ciągłym falom terroru.
Przy tak ogromnym zaangażowaniu, wcześniejszym rozpoznaniu celów nie udało się ich zdobyć a często walki o nie, okupione były ogromną daniną krwi. Oddziały traciły po kilkadziesiąt procent swojego stanu osobowego.
Te sześćdziesiąt trzy dni walki, to nie tylko dni chwały, ale i bólu, poczucia straty, bezsilności, strachu, beznadziei. Słyszałem relację od jednego z uczestników walk, który widział śmierć cywilów i nic kompletnie nie mógł zrobić. Ogromnie to przeżywał pomimo tylu lat, które upłynęły od tego wydarzenia. Przeżył beznadzieję błądzenia w kanałach i straty dobrego dowódcy. Zaryzykowałbym twierdzenie, że uczestnicy walk byli dla siebie nie tylko towarzyszami broni, ale braćmi i siostrami. Wierzę, że gehenna zbliżyła ich do siebie, nic tak nie jednoczy jak trudy walk. Widać to po zachowanych zdjęciach, przecież nie rzadko odbywały się śluby.
Tegoroczne uroczystości upamiętniające tamto wydarzenie będą pod wieloma względami inne. Zabraknie w niektórych środowiskach uczestników walk. Ostatnie dwa lata, to czas odejść na wieczną wartę. Musimy wierzyć, że przesłanie jednej z uczestniczek „nie zapomnijcie o nas” będzie kontynuowane nie tylko w środowiskach kombatanckich, ale i przez kolejne pokolenia Polaków. Wierzę, iż co roku o godzinie siedemnastej zatrzymają się by uczcić pamięć, że urzędnicy nie odejdą od tradycji organizowania uroczystości upamiętniających wybuch powstania pierwszego sierpnia.
Szczęśliwcami możemy nazwać tych, którzy mieli okazję nie tylko poznać, ale wysłuchać historii powstańczych z ust samych ich uczestników. Poznać pokolenie bohaterów, ludzi nie rzadko pamiętających piękną przedwojenną Warszawę. Samo poznawanie miejsc walk zmienia obraz obecnej stolicy. Miałem zaszczyt w takich spotkaniach kilkukrotnie uczestniczyć.
Upływający czas każe nam śpieszyć się z nawiązywaniem kontaktów z powstańcami, uczestniczyć w obchodach rocznicowych. Jesteśmy ostatnimi pokoleniami, które mogą słyszeć historie, od samych uczestników. Za bardzo nie długi czas, te historie przyjdzie nam poznawać z książek, spisanych wspomnień, a nic tak nie wpływa na emocje w poznawaniu historii jak wysłuchanie jej od samego uczestnika wydarzeń. A gdy do tego oprowadzi po miejscach…
Tragedia powstańców nie zakończyła się wraz z upadkiem powstańczego zrywu. Niemcy kontynuowali prześladowania bojowników oraz mieszkańców stolicy Wielu z nich wywieźli do obozów. Po uwolnieniu, prześladowania kontynuowali komuniści wkraczający do Polski i przejmujący w niej władzę.
Dlatego dbajmy o naszych bohaterów, rozmawiajmy z nimi. Oni sami tego pragną, cieszą się z kontaktów i rozmów.
-Wojciech Syrocki